Listopadowy Bałtyk
Bardzo lubię morze jesienią i zimą. Każdego dnia ma ono inne oblicze. Raz spokojne, niczym jezioro. Muskane delikatnym powiewem układa się w drobne, delikatne fale i koi cichutkim szmerem gonitwę myśli. Wpatrzona w dal czuję stan błogości. Patrząc na morze mam wrażenie, że unoszę się w inny wymiar z dala od problemów codziennej egzystencji.
Innym razem gwałtowne, burzące krew, przyspieszające oddech, jak namiętny kochanek. Silny wiatr targa włosy, a krzyk mew mieszający się z groźnym pomrukiem fal powoduje przypływ adrenaliny.
Czasem jest to tafla pomarszczonej wody odbijająca blask słońca wychylającego się zza obłoków. A czasem grafitowe, szybko przesuwające się chmury próbują przejrzeć się w gwałtownej toni.
Tutaj, w ciszy i spokoju dużo łatwiej jest być proaktywnym. Bez pospiechu podejmować świadome decyzje. Poczuć przestrzeń wolnego wyboru – poczuć siebie, swoje JA.
Zobacz też: Proaktywność i Samoświadomość